niedziela, 12 lipca 2015

"Czemu to zawsze ja mam się najgorzej?"- opowiadanie

 Rozdział 1 - Szary dzień

Ze snu obudził mnie alarm budzika, który rozkazywał mi wrócić do rzeczywistości. Zwlokłam się leniwie z łóżka i na oślep ruszyłam do łazienki, po drodze wpadając na framugę drzwi.
Łazienka była pokryta białymi kafelkami na podłodze i niebieskimi na ścianach. Po prawej stała całkiem nowoczesna kabina prysznicowa, zaraz koło niej umywalka. Na przeciw znajdowała się toaleta i szafka z różnymi pierdołami. Pod moimi stopami leżał specjalny "dywanik", a przede mną wisiało wielkie lustro, otoczone lampkami, jak filmach. Na toaletce pod nim walało się mnóstwo kosmetyków, gumek, spinek itp.
Ruszyłam w stronę prysznica. Ściągnęłam z siebie ubranie i weszłam do kabiny. Zamknęłam ją i odkręciłam letnią wodę. Strużki wody uderzyły najpierw w moją twarz, następnie dekolt, a na końcu plecy. Po kilku minutach zakręciłam ją, wyszłam i otuliłam się białym ręcznikiem. Wytarłam skórę i wysuszyłam włosy, a  nadal mokre, przy pomocy ręcznika, zawinęłam w turban. Sięgnęłam po bieliznę i z dobrą minutę mocowałam się z zapięciem biustonosza. Kiedy już mi się to udało ruszyłam do swojego pokoju po jakieś ubrania i mundurek.
W domu nie było nikogo. Ojciec rozwiódł się z matką, a sam będąc bogatym pijakiem odwiedzał mnie i moje rodzeństwo raz na miesiąc, dwa. Przysyłał też alimenty, nam dawał kieszonkowe. Nie skarżyłam się, sama w przeciwieństwie do braci i sióstr nie cierpiałam go, wręcz się nim brzydziłam. Pracował w popularnej firmie informatycznej, sam zajmował się tworzeniem coraz to nowszych programów, aplikacji. Razem z jego kochanką (jeden z powodów rozwodu) mieszkał gdzieś w Stanach Zjednoczonych, dokładnie w apartamencie w Nowym Yorku. My mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii, na granicy kanału La Manche, 4 kilometry od Dover. Było to małe miasto, często zapominane i nie zaznaczane na mapach Brytyjskich. Liczył sobie około 476 mieszkańców i nie miał nawet nazwy. Dawniej było to jakaś wielka osada ale zmniejszyła się po jakiejś tam wojnie.Mało mnie to obchodziło.
Jedynym gimnazjum tutaj było Gimnazjum antypapieża Aleksadra V.
Naszym obowiązkiem było noszenie mundurka, u dziewcząt składającego się z białej koszuli, czarnej marynarki z wyszytym herbem miasta, żółto-czerwonego krawata, spódnicy w szkocką, czarno-białą kratę, białych podkolanówek i czarnych butów. Zakaz rozpuszczonych włosów (nie licząc krótko przyciętych fryzur) był iście denerwujący. Nie dawno zakończył się pierwszy semestr, a było zadziwiająco ciepło.
Wchodząc do pokoju, odsłoniłam delikatnie rolety i czmychnęłam do łazienki z ubraniami.  Szybko ubrałam mundurek i zaczęłam suszyć włosy. Poszło to dość szybko i sprawnie. Wzięłam prostownice i podłączyłam, a czekając aż się nagrzeje myłam zęby. Prostowałam włosy dość długo ale też dość szybko spięłam je klamrą. Miały ładny brązowo-złoty kolor, rozjaśniany na końcówkach. Sięgały mi prawie że do pasa i byłam z nich niezwykle zadowolona. Spojrzałam w lustro i skrzyżowałam spojrzenie ciemno-pistacjowych oczu z moim odbiciem. Zgarnęłam tusz i lekko przejechałam nim po rzęsach, następnie nałożyłam pomadkę i wróciłam do pokoju. Wzięłam torbę, telefon i klucze.
Wchodząc do kuchni, zgarnęłam kartkę z lodówki, zerknęłam na nią i wyrzuciłam przez okno. Wzięłam jedno z jabłek i wyskoczyłam na przedpokój, będąc w połowie ubierania butów. Wyszłam, zamknęłam drzwi, schowałam klucze do torby i ruszyłam na przystanek ze spuszczoną głową. Kolejny nudny dzień.

Mam nadzieje że się podoba. To jest pierwszy rozdział dość długiego opowiadania z nutką refleksji, romansu i okruchów życia.
Uwaga! Podobieństwa do miejsc, postaci i wydarzeń są przypadkowe! Jest to tylko, trochę pokręcona, wyobraźnia autorki.
Pozdrowionka 

Asti A.